Polecamy części 1 i 2:
To była radość. Po zwycięskich barażach, Olimpia Elbląg awansowała na zaplecze Ekstraklasy! W 1991 roku było to zaskoczenie, bo osiągnęła wynik zdecydowanie ponad stan. Nikogo więc później nie zdziwił fakt, że po zaledwie roku, spadła.
Tamten twór trwał jeszcze przez 4 sezony w trzeciej lidze. W piątym – padł. 16 listopada 1996 roku, Olimpia przegrała u siebie z Polonią Pruszcz Gdański 0:2. W atmosferze wzajemnych kłótni, między piłkarzami, a działaczami, będąc na przedostatnim miejscu w tabeli, wycofała się z rundy wiosennej. - W klubie były trudności nie do przeskoczenia. Bardzo ciężko się pracowało – mówił trener Lech Strembski.
Marzenia
Działacze postanowili wdrożyć nową koncepcję. Stworzono więc Polonię 2000 Elbląg, co miało symbolizować nowy początek i cel. A tym był awans do trzeciej ligi i bycie w drugiej, do początku XXI w.
Plany szybko zweryfikowała rzeczywistość. Polonia, z nazwą, która frustrowała wielu kibiców, wpadła w spiralę niespełnionych nadziei. W latach 1997-2001 trenerzy Bogusław Kołodziejski i Stanisław Fijarczyk, nie potrafili przełamać impasu.
Polonia 3 razy zmieniała swoją ligową grupę. Najpierw grała w województwie Elbląskim, potem w grupie bydgosko-toruńsko-elbląskiej, a ostatecznie w Warmińsko-Mazurskim. Za każdym razem była od kogoś słabsza.
Impuls z USA
- Wróciłem do kraju i chciałem po prostu pracować. Ówczesny dyrektor klubu, pan Kowalski, zaproponował mi funkcję grającego trenera. Wszyscy marzyli, żeby awansować, ale na tamte czasy nie mieliśmy jeszcze takich środków finansowych, żeby od razu zbudować silny zespół. Dlatego zdecydowałem się, żeby swoją grą pomóc i pobudzić zawodników do jeszcze lepszego podejścia do treningu i samego grania – mówił po latach Adam Fedoruk, który przejął rolę szefa zespołu w 2001 roku, wracając niedawno z amerykańskich wojaży.
- Wtedy prezesem był pan Leszek Wójcik, znana postać w mieście, którego wtedy poznałem i którego bardzo szanuję. On stworzył wtedy takie pierwsze struktury działania w klubie, podstawy zarządzania – opowiadał.
Młodzież, zamiast transferów
Klub przeprosił się z kilkoma zawodnikami i maszyna ruszyła. Z Fedorukiem w składzie Polonia Olimpia Elbląg, grając pod taką nazwą, nie dała szans rywalom, wygrywając ligę na 3 kolejki przed końcem, z 17-punktową przewagą. To był pierwszy awans Olimpii w rozgrywkach ligowych, od 11 lat.
- Dzięki sponsorom były odżywki, obóz dochodzeniowy, praca w hali i na powietrzu – dodawał Fedoruk. - Cieszę się, że mimo presji wyniku, trener dał szansę młodzieży, a ona ją wykorzystała – mówił Romuald Paściak, ówczesny wiceprezes ds. sportowych WMZPN.
Ta młodzież miała więcej do powiedzenia, bo klubu na transfery stać nie było.
Drużynę przed wyższą ligą trzeba było wzmocnić. - Chcemy pozyskać bramkarza. Rozstajemy się z naszym drugim golkiperem Jackiem Mickiewiczem – mówił trener Fedoruk.
.png)
Aby tylko przetrwać…
Olimpia chciała się utrzymać. Aby to osiągnąć, musiała mieć solidną defensywę, z bramkarzem, będącym jej liderem. Z zapowiadanych wzmocnień, w kadrze pojawił się tylko golkiper Krzysztof Mastalerz z Zatoki Braniewo. Fedoruk tak nie ufał swojej defensywie, że… sam zaczął w niej grać.
Miasta i sponsorów nie było stać na wzmocnienia. - Będziemy walczyć własnymi piłkarzami – przedstawiał trener. Po rundzie jesiennej drużyna była 12, z 4 punktami przewagi nad czerwoną strefą.
- Sytuacja finansowa w klubie jest trudna, pozwala tylko na przetrwanie. Dlatego bazujemy na własnych wychowankach i zawodnikach z naszego podokręgu – wyjaśniał szkoleniowiec Olimpii.
Golkiper nie przyjechał
Klub został na wiosnę z jednym bramkarzem. Olimpia potrzebowała więc drugiego. Krzysztof Mastalerz Elbląga nie podbił i wrócił do Wałszy Pieniężno. Wydawało się, że następca będzie, w osobie Rożańskiego z MGKS Tolkmicko, ale ten… nie pojawił się na zgrupowaniu.
Bartek Białkowski miał wyjechać z Elbląga. Jako mający już doświadczenie w kadrach juniorskich kraju (6 meczów) mógł dołączyć do Amiki Wronki (dawny klub Fedoruka). Jej rezerwy prowadził Czesław Michniewicz (kiedyś bramkarz), a potem szkolił tam jej golkiperów. W styczniu 2003 roku wyjechał na zgrupowanie z nią do Niemiec. To był czas, gdy klub z Wielkopolski zbierał talenty z całego kraju. Z transferu w sumie nic jednak nie wyszło.
Zdyscyplinowany
2 stycznia 2003 roku, Olimpia wróciła do treningów. Do 19 stycznia zespół przygotowywał się w Elblągu, a potem wyjechał na 10-dniowy obóz do Jantaru. Trener Fedoruk miał wąskie pole manewru, więc zaprosił Białkowskiego do pierwszej drużyny. Oprócz tego doskonale wiedział, że reprezentant Polski juniorów, musi dostać szansę. PZPN, od 1 lipca 2003 roku, wymagał już 2 młodzieżowców w składzie zespołu trzecioligowego. A taki młodzieniec, grający w bramce, był idealny. Wszystko pasowało.
- Pamiętam jak Bartek przyszedł do nas pierwszy raz na trening, w wieku 15/16 lat. Już wtedy było widać, jak bardzo był zdyscyplinowany i poukładany. Miał bardzo dobre warunki fizyczne. Dobrze grał nogami, jak na swój wiek – wspomina Damian Gut, ówczesny zawodnik Olimpii.
W okresie przygotowawczym, elblążanie zagrali 11 sparingów. Ich bilans to 2 wygrane, 3 remisy i 5 porażek. Słabo.
Poker face w autobusie
Krzysztof Hyz, podstawowy golkiper, nie pojawiał się na treningach. Gdy trener Fedoruk zdał sobie sprawę z "niesportowego trybu życia", jak pisała prasa, jego bramkarza, wlepił mu karę finansową (to była jego częsta metoda). Ten zawodnik miał jednak niemały talent do bronienia.
W klatce wkrótce pojawił się więc Bartek Białkowski.
Olimpia walczyła o uniknięcie spadku. Wychowanek debiutował 15 kwietnia 2003 roku, w Warszawie, na stadionie Gwardii. Ekipa z Elbląga przegrała poprzednio u siebie z Warmią Grajewo 0:5, z Hyzem w bramce.
47 minut Białkowski był niepokonany. Później jeszcze 3 razy gospodarze trafili do siatki. Jedynym pocieszeniem był fakt, że ten dzień był imieninami… Olimpii.
- Do przerwy było 0:0 i parę świetnych interwencji Bartka. Natomiast po przerwie Adaś Fedoruk zmienił dwóch obrońców i skończyło się 0:4, ale debiut, jak na 16-latka, był wyśmienity – mówi Damian Gut.
To była 5 z rzędu porażka elblążan. W kolejnym spotkaniu, już u siebie, ze Stalą Głowno, było znacznie lepiej. Białkowski zachował pierwsze czyste konto, broniąc dwa groźne strzały rywali. Im dłużej występował w barwach Olimpii, tym stawał się jej coraz ważniejszym ogniwem.
.png)
Pozycję w zespole musiał wywalczyć sobie na boisku. Szatnia ma swoje prawa i rzadko kiedy pozwalała (i pozwala) nowemu, wejść do niej „z buta”. Było to odczuwalne w latach 90-tych, z których wywodzili się ówcześni liderzy Olimpii.
Bartek szedł więc spokojną drogą. Jego osobowość nie była dominująca, a zarost i warunki fizyczne nie mogły przykryć niewielkiego doświadczenia. Gdy ktoś jednak daje radę na boisku, szatnia go przyjmie. Takiego, jakim jest.
- Był bardzo cichy, mało mówił – opowiada Damian Gut, ale za chwilę dodaje, że Bartek i tak odnalazł się wśród seniorów. – Gdy jeździliśmy na dalekie wyjazdy, zawsze grał w karty ze starszymi zawodnikami. Przy stole wyjadacze: Leper, Warecha, Augustynowicz czy Moneta. I dobrze sobie radził – wyjaśnia.
Olimpia formalnie po sezonie spadła, ale zespół uratował… Stomil Olsztyn, nie przystępując do rozgrywek.
Wybronił puchar
W sezonie 2002/03 Białkowski wygrał jedyne swoje trofeum w seniorskiej karierze! Polonia Olimpia Elbląg wystąpiła w finale wojewódzkiego Pucharu, w którym pokonała Warmię i Mazury Olsztyn 2:1.
„W elbląskiej drużynie, do wyróżniających się piłkarzy przez cały mecz, należał bramkarz Bartosz Białkowski, który wygrywał prawie wszystkie pojedynki w polu karnym”, pisała Gazeta Olsztyńska.
Wojskowa furtka
Nową kampanię Olimpia rozpoczęła w tej samej lidze, ale znów broniła się przed spadkiem. Bartek nie oddał jednak już miejsca w klatce. Zwłaszcza, że kolega golkiper rozstał się z klubem.
- Gdy Krzysiek Hyz poszedł do wojska, otworzyła się furtka dla Bartka, którą oczywiście wykorzystał, pokazując w meczach swój wielki talent. Pomagał zespołowi. W meczu z Okęciem Warszawa przegraliśmy na wyjeździe 0:3, ale on wtedy i tak wybronił nam z 5 „setek”. Dzięki niemu były „tylko” 3 stracone gole – przedstawia Damian Gut.
Telefony do rodziców Bartka zaczęły więc częściej dzwonić. Rozpoczęła się licytacja o „najzdolniejszego bramkarza w Polsce”. Najbliżsi i sam Białkowski musieli odpowiedzieć sobie na pytanie, komu w takiej sytuacji zaufać.
Część czwarta w sobotę: Siła w rodzinie. Jak ludzie pomagali Białkowskiemu
Napisz komentarz
Komentarze