-"W województwie warmińsko -mazurskim wykonano od początku pandemii ponad 102 tysiące testów"
- mówi nam Krzysztof Guzek, rzecznik prasowy wojewody warmińsko-mazurskiego.
23 września Ministerstwo Zdrowia podało zasady zlecania testów na koronawrusa:
Jak wygląda zlecenie badania w kierunku SARS-CoV-2 przez lekarza POZ dla pacjenta samodzielnego, który ma cztery objawy charakterystyczne dla COVID-19: gorączka, duszność, kaszel, utrata węchu lub smaku?
Pacjent kontaktuje się z POZ, aby ustalić termin porady osobistej lub teleporady. W przypadku dzieci do 2 r.ż. porada ma zawsze formę osobistą.
Zlecenie testu po teleporadzie jest możliwe, tylko pod warunkami określonymi w rozporządzeniu Ministra Zdrowia w sprawie chorób zakaźnych powodujących powstanie obowiązku hospitalizacji, izolacji lub izolacji w warunkach domowych – tj. stwierdzone i udokumentowane kliniczne cztery objawy tej choroby:
temperatura ciała powyżej 38 stopni Celsjusza
kaszel
duszność
utrata węchu lub smaku.
Jeśli pacjent ma takie objawy, wtedy lekarz podstawowej opieki zleca test za pośrednictwem aplikacji gabinet.gov.pl oraz przekazuje pacjentowi informację o mobilnych punktach pobrań tzw. drive thru, w których można wykonać badanie (lekarz informuje pacjenta o konieczności unikania transportu publicznego).
Lekarz POZ zgłasza do Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej pacjenta z podejrzeniem zakażenia SARS-COV-2, wypełniając odpowiedni formularz w systemie gabinetowym lub w aplikacji gabinet.gov.pl.
Kontrowersyjne testy
Pod publikacjami odnośnie pandemii nie brakuje opinii osób, które twierdzą, że testy PCR są niewiarygodne.
O skuteczności testów PCR pisał portal oko.press, czytamy w nim:
Coraz głośniej słychać jednak również w społeczności naukowej, że na obecnym etapie pandemii mogą nie być najlepszym narzędziem diagnostycznym. Wspomniał o tym nawet ostatnio nowy minister zdrowia Adam Niedzielski.
RT-PCR, Reverse Transcription-Polymerase Chain Reaction, czyli reakcję łańcuchową polimerazy z odwrotną transkrypcją zawdzięczamy Kary’emu Mullisowi z kalifornijskiej firmy Cetus. Na pomysł, że można powielić DNA, wykorzystując do tego enzym katalizujący jego syntezę, czyli właśnie polimerazę DNA, wpadł pewnego dnia 1985 roku podczas podróży samochodem. W 1993 dostał za to nagrodę Nobla.
Metoda PCR jest używana wszędzie tam, gdzie materiału genetycznego jest bardzo mało i stąd potrzeba jego powielenia. W przypadku wirusów takich jak SARS-CoV-2, czyli posiadających tylko RNA, konieczna jest również odwrotna transkrypcja, czyli stworzenie na bazie RNA tzw. cDNA. Także za pomocą enzymu, tym razem odwrotnej transkryptazy.
To skomplikowana procedura, ale skutek jej jest taki: test RT-PCR jest niesłychanie czuły analitycznie, bo może wykryć absolutnie minimalne ilości RNA i je zreplikować (to nie to samo, co czułość diagnostyczna, czyli stosunek wyników prawdziwie dodatnich do sumy prawdziwie dodatnich i fałszywie ujemnych w przypadku rzeczywistych testów).
I czytamy dalej:
-"Nauka zdaje sobie sprawę z ograniczeń testów PCR. Jak piszą autorzy pracy z 2004 roku „W odróżnieniu od DNA, które jest mocne jak stare buciory, RNA jest wyjątkowo delikatne, kiedy wyizoluje się je z jego komórkowego środowiska”. Żeby było to jeszcze bardziej skomplikowane, testy PCR mogą dawać także wyniki fałszywie negatywne, m.in. z powodu tych zanieczyszczeń, czy niewłaściwego transportu wymazu, ale one akurat nie są u jądra teorii spiskowej.
Mimo tych wszystkich wątpliwości konsensus medyczny jest jednak taki, że testy molekularne są właściwym sposobem diagnostyki. I wykrywają SARS-CoV-2, a nie co innego. Swoistość diagnostyczna testów RT-PCR dla naszego koronawirusa jest oceniana na 98-99 proc. Jednym słowem, z tego bieżnika da się zrekonstruować samochód. A standardy dotyczące testów powstają i są ciągle ulepszane.
Skuteczność testów podważa również znany adwokat Piotr Schramm, który na portalu społecznościowym Facebook zamieścił raport dotyczący testów. Adwokat z raportu przytoczył:
„...W przeciwieństwie do poprzednich epidemii, w przypadku COVID-19 prawie wszystkie międzynarodowe organizacje zdrowotne i krajowe ministerstwa zdrowia potraktowały pojedynczy pozytywny wynik testu PCR jako potwierdzenie zakażenia, nawet u osób bezobjawowych bez historii narażenia....”
„...Opiera się to na powszechnym przekonaniu, że pozytywne wyniki tych testów są wysoce wiarygodne. Jednak dane dotyczące testów opartych na PCR dla podobnych wirusów pokazują, że testy oparte na PCR dają wystarczająco fałszywie pozytywne wyniki, aby pozytywne wyniki były wysoce niewiarygodne w szerokim zakresie rzeczywistych scenariuszy...”
„...Ma to implikacje kliniczne i związane z zarządzaniem przypadkami, a także wpływa na szereg statystyk epidemiologicznych, w tym na współczynnik bezobjawowych, chorobowość oraz wskaźniki hospitalizacji i zgonów. Należy podjąć kroki w celu podniesienia świadomości na temat fałszywych alarmów, zmniejszenia ich częstotliwości i złagodzenia ich skutków...”
„...W międzyczasie pozytywne wyniki u osób bezobjawowych, które nie zostały potwierdzone drugim testem, należy uznać za podejrzane...”
„...Podczas poprzednich epidemii władze zdrowotne wyrażały obawy, że fałszywie pozytywne wyniki testów opartych na PCR mogą zaszkodzić zarówno badanym osobom, jak i zdolności agencji rządowych do oceny epidemii, i podjęły środki w celu ograniczenia występowania fałszywie pozytywnych wyników...”„...Na przykład Światowa Organizacja Zdrowia i Amerykańskie Centra Kontroli i Zapobiegania Chorobom ograniczyły testy oparte na PCR do osób z wysokim prawdopodobieństwem zakażenia (tych z objawami i / lub znacznym narażeniem) i zwykle wymagały potwierdzenia pozytywnych wyników co sekundę, niezależny test (ramka 1)...”
„...Tych ostrzeżeń i wymagań nie ma w wytycznych tych samych organizacji dotyczących testów SARS-CoV-2...”
"Wadliwe testy PCL"
Ministerstwo Zdrowia wysłało do szpitali testy antygenowe wraz z zaleceniem stosowania ich na oddziałach ratunkowych. Koreańskie testy, które kosztowały resort zdrowia 125 mln zł (30 mln dol.), są wadliwe. Państwowy Zakład Higieny już w maju stwierdził, że prawie nie wykrywają koronawirusa - czytamy w "Gazecie Wyborczej".
Sprawę opisał Onet:
m do raportu opracowanego przez NIZP-PZH dotarli posłowie KO Michał Szczerba i Dariusz Joński, którzy prowadzą w MZ kontrolę poselską. "Gazeta Wyborcza" opisuje go jako "miażdżący".
"Okazuje się, że jeśli testy robić tak, jak zaleca producent, czyli odczytywać wynik po 10 minutach od umieszczenia płytki z wymazem w analizatorze, to ich czułość wynosi zaledwie 15,4 proc. Jeśli poczeka się pół godziny – to może być 62 proc" -
- Używanie tych testów może być wręcz szkodliwe, bo przy tak niskiej czułości niosą ryzyko powstawania nowych ognisk epidemii – powiedział "GW" prof. Robert Flisiak, prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych.
O sprawie donosił również tvn24:
W dokumencie czytamy, że szybkie testy diagnostyczne wykrywające obecność "antygenu wirusa SARS-CoV-2 pozwalają w czasie od 10 do 30 min. na wykrycie pacjenta z wysoką wiremią (dużą obecnością wirusa w organizmie - red)".
W dokumencie podkreślono, że Światowa Organizacja Zdrowia w kwietniu 2020 roku opublikowała opinię ekspertów, w której "zdecydowanie zachęca do prowadzenia badań nad doskonaleniem testów antygenowych i oceny możliwości ich praktycznego zastosowania".
"Zgodnie z tym stanowiskiem, stosowanie szybkich testów na obecność antygenu SARS-CoV-2 (SARS2-Ag) w praktyce klinicznej nie mogło być rekomendowane ze względu na brak wystarczających danych piśmiennictwa, by takie rekomendacje przedstawić" - zaznaczono w opracowaniu.
Łukasz Nosarzewski
Napisz komentarz
Komentarze