Polecamy wszystkie poprzednie części historii Bartka Białkowskiego, wychowanka Olimpii Elbląg. Linki na końcu tekstu.
Wiosną 2004 roku nie udało się awansować do mistrzostw Europy u-17. Turniej eliminacyjny w Sosnowcu nie wyszedł kadrze i Białkowskiemu. Najpierw dwa gole poszły na jego konto, podczas porażki 3:4 z Serbią i Czarnogórą. Kolejny mecz z Turcją, klapa (1:2) i błąd Bartka.
Parszywy 2005
„Koledzy byli wściekli przede wszystkim na Białkowskiego. Nie popisał się, zwłaszcza przy drugim golu, kiedy to piłka wpadła do siatki, choć miał ją praktycznie w rękach”, pisał „Przegląd Sportowy”.
Euro przepadło. Później przepadł Górnik Zabrze i jesienią 2005 został bez klubu. Znalazł się w złotej klatce swojego talentu i szukał sposobu na wyjście z sytuacji.
Ten rok był dla Białkowskiego w ogóle jednym z najgorszych. W czerwcu został pobity pod swoją klatką w Zabrzu. Miał podbite oko i skomplikowane złamanie nosa. Przerwa w treningach była konieczna, ale niczego sobie zabrać, podczas tej napaści, nie dał.
W październiku kolejna bójka, tym razem w Poznaniu, podczas zgrupowania kadry młodzieżowej, która brała udział w międzynarodowym turnieju. Przez to Białkowski miał zakaz gry w narodowych barwach przez pół roku. Zrozumiał swój błąd i nie powtórzył takiego zachowania.
Zaufanie
Gdy Southampton objął George Burley, Białkowski szybko podpisał kontrakt. Trener znał go już ze Szkocji. Szczęście zaczęło sprzyjać. Pomógł mu więc kolejny w praktyce obcy człowiek, a wkrótce jeden z bramkarzy Świętych zmienił klub. Bartek miał już zatem blisko do angielskiej klatki i szybko to wykorzystał. Jeszcze w styczniu 2006 zadebiutował w meczu Championship (drugi poziom w Anglii) z Crystal Palace.
Kolejnym fartem Białkowskiego było trafienie akurat do tego klubu. Southampton zaczęło stawiać na szkolenie i wyszukiwanie talentów. Po spadku z Premier League, dawano szanse młodym. Grać zaczęli Theo Walcott (później Arsenal), Gareth Bale (Real Madryt), Adam Lallana (Liverpool) i inni.
Odważniej stawiano więc także na Bartka.
- To dwa różne światy – mówił już w Anglii Białkowski. - W Górniku Zabrze miałem 3/4 treningi bramkarskie w tygodniu. W Southampton mam je przez cały tydzień – chwalił.
- Polscy działacze i trenerzy powinni jeszcze dużo nauczyć się od zagranicznych klubów. W naszym kraju pewnie nigdy bym nie dostał szansy gry w dobrym klubie, bo trenerzy wolą postawić na 35-letnich graczy, którzy w piłce wiele nie zdziałają. W Anglii, chociaż stawka jest większa, nie boją się sięgać po młodych i zdolnych – mówił dla „Super Expressu”.
Zamknięty w klatce
Trener Southampton stawiał na swojego dobrego znajomego. Po wygranej z Leicester City 1:0 i awansie do ćwierćfinału Pucharu Anglii chwalił Polaka.
– Synu, ty naprawdę masz tylko 18 lat? Kto Cię w Polsce tak dobrze karmił? – mówił, cytowany przez „Przegląd Sportowy”.
W ogóle, na początku przygody, był niepokonany przez 225 minut.
Przyszedł jednak pamiętny dzień.
18 lutego 2006 roku. 80 minuta meczu pucharowego. Na St. James’ Park w Newcastle, gospodarze z angielskiej elity wrzucają piłkę w pole karne Southampton. Białkowski chce ją złapać, ale ta dostaje dziwnej rotacji. Gdy podjął drugą próbę, cały ciężar ciała poszedł na lewą stronę i źle upadł na nogę.
Boisko opuścił na noszach, a do samolotu wszedł o kulach. Miało być niegroźnie, ale diagnoza była fatalna. Koniec sezonu.
Znalazł się w złotej klatce, z niepewną przyszłością. Ponad rok leczenia i rehabilitacji. Taka kontuzja była dla Bartka czymś nowym. Zawsze był wyjątkowo sprawny fizycznie, a równomierne prowadzenie w czasach szkolnych, pozwalało mu unikać dłuższych urazów.
Możliwe, że Białkowski spotkał się z zupełnie innym treningiem zagranicą. Inny poziom intensywności, o którym z resztą sam mówił. Nie wiadomo, czy zbyt szybko został wpuszczony do klatki Southampton, czy to po prostu był przypadek.
Wrócił dopiero 16 marca 2007 roku. Klub się nim zajął, przedłużył także kontrakt do czerwca 2010 roku, ale Bartek tracił bezcenny czas.
Tracił moment na promocję, formę z czasów debiutu oraz turniej eliminacyjny mistrzostw Europy u-19 w Polsce. Do składu Świętych ponownie wskoczył, ale pomógł fakt kary zawieszenia dla Kelvina Davisa. Bronił do końca sezonu.
W niebycie
Burley był trenerem Southampton do stycznia 2008 roku, ale już jesienią 2007 Białkowski zagrał tylko 2 mecze. Mimo tego, że w czerwcu zanotował udany występ z mistrzostwach świata u-20 w USA. Bronił z Brazylią (1:0), gospodarzami (1:6), Koreą Południową (1:1) oraz w ćwierćfinale z Argentyną (1:3).
Pojechał na kadrę, ale stracił przez to okres przygotowawczy w klubie. Anglicy postawili więc na swojego człowieka. Davies bronił cały sezon.
Kolejni trenerzy, głównie z Anglii, nie korzystali z usług Bartka. Davies był pewnym punktem zespołu. Od 2008 do 2010 roku Białkowski wystąpił tylko w 15 meczach.
On nie chciał się ruszać z południa Wysp Brytyjskich (mimo ofert) i przedłużył umowę. Był to błąd, bowiem aż do końca kontraktu w 2012 roku, zagrał tylko 11 razy. Jednak trudno się dziwić, że wolał pewność Anglii, niż ryzyko podjęcia rękawicy gdzie indziej.
Finansowo nie mógł narzekać, co dla młodego człowieka było niezwykle ważne. Jego doświadczenie kręciło się wokół biednej polskiej piłki, gdzie płacili mało lub w ogóle. Tutaj nie było takich problemów. Pozycja drugiego golkipera w Anglii stała się opłacalną złotą klatką, która nie rozwijała jednak sportowo.
Przez 5 lat, po kontuzji, wystąpił 26 razy w meczach o punkty.
Najlepszy czas
Gdy Southampton awansowało do Premier League w 2012 roku, nie przedłużyło z nim umowy. Białkowski musiał zejść dwa poziomy niżej, do trzeciej ligi. Wylądował w Notts County.
„Nie wahałem się nawet przez chwilę. Byłem już dojrzały, znałem moją sytuację, musiałem coś z tym zrobić. Wiedziałem, że nawet w League 1 mogę się wybić, bo przecież skauci cały czas obserwują mecze. Skupiałem się tylko na tym, żeby jak najlepiej grać. I opłaciło się”, mówił w wywiadzie dla TVP Sport.
Białkowski zaryzykował, bo wiedział, że jak wyjedzie z Anglii, to bardzo ciężko będzie mu wrócić. A tu już się zadomowił, znał metody treningowe i ludzi. W Notts zagrał 90 meczów w dwa lata. Dzięki dobrej formie, zadzwonił jego stary znajomy.
Malcolm Webster pracował z Georgem Burley’em w Hearts, gdzie Bartek był testowany w 2005 roku. Ten trener bramkarzy w 2014 roku znalazł się w Ipswich i ściągnął wychowanka Olimpii.
Reszta jest historią. Białkowski grał regularnie w tym klubie i zgarniał nagrody indywidualne. Od 2016 do 2018 roku był corocznie wybierany na najlepszego zawodnika w Ipswich. W 2018, głosami piłkarzy, wybrano go na najlepszego piłkarza całej Championship!
To był jego najlepszy czas. Zadebiutował w reprezentacji Adama Nawałki w meczu towarzyskim z Nigerią (0:1 we Wrocławiu, wpuszczony gol) i pojechał na mundial do Rosji, ale nie zagrał tam ani minuty.
Wreszcie wolny
Po przejściu do londyńskiego Milwall miał szansę nawet na awans do Premier League, ale zespół nie załapał się do play-off. W wieku 35 lat musiał już ustąpić miejsca młodszym. Sezon 2022/23 to tylko 11 meczów. W kolejnym 15. Pożegnalny występ był więc 2 grudnia 2023 roku w Londynie. Jego Milwall zremisowało z Sunderlandem 1:1.
Bartek Białkowski czuł się już wypalony. Minęło 7536 dni od czasu debiutu w Warszawie z Gwardią. Miał za sobą ponad 20 lat profesjonalnej piłki. Po tym spotkaniu był jeszcze w klubie do końca sezonu 2023/24. Wiosną nie pojawił się już na boisku. Podczas rozmowy w „Kanale Sportowym” powiedział, że kończy karierę.
„Odrzuciłem różne opcje i zdecydowałem, że dobrze się czuje tu, gdzie teraz jestem, czyli w Hiszpanii, z rodziną. Coś się skończyło. Na tę chwilę mogę powiedzieć, że kończę. Mógłbym pograć jeszcze rok czy dwa, bo fizycznie czuję się dobrze. Przyszło jednak takie wypalenie, zmęczenie futbolem”, mówił 37-letni golkiper.
O jakie opcje chodziło? Polskie. Było poważne zainteresowanie jednego z najlepszych ówcześnie polskich klubów, ale temat upadł. Później z Bartkiem kontaktował się obecny beniaminek Ekstraklasy, ale Białkowski nie chciał już zmieniać swoich planów i wyrywać zapuszczonych w Hiszpanii korzeni.
Wychowanek Olimpii Elbląg zabezpieczył swoją przyszłość. Lata gry w solidnych angielskich klubach, pozwoliły mu wypracować niezależność finansową i decyzyjną. A życie w słonecznej Hiszpanii, razem z rodziną, dawało mu więcej satysfakcji niż łapanie piłki.
Początek przygody
Po latach, bramkarska klatka okazała się dla niego drogą do spełnienia. Wyszedł z niej, mając swobodę działania i planów. Skorzystał z tej wolności, biorąc udział w mistrzostwach świata w piłce 6-osobowej i turnieju halowym w Katowicach, gdzie grał razem ze Sławkiem Peszką, Pawłem Brożkiem czy Marcinem Wasilewskim, a trenerem był… Jerzy Dudek.
.png)
Bartosz Białkowski wykorzystał swój talent. Czy mógł osiągnąć więcej? Nie zawsze wszystko zależy od nas. 6 lat w Southampton, w tym 5 najczęściej na ławce, zmieniło jego status z wybitnego, bardzo młodego talentu, na tylko obiecującego golkipera, który w kluczowych latach kariery nie grał profesjonalnie w piłkę.
Były takie, a nie inne wybory, kontuzja i inne problemy, ale nie poddał się. Spotkał na swojej drodze właściwych ludzi, ale i pomagał swojemu szczęściu. Pucharów zbytnio nie wznosił, ale zabezpieczył swoją przyszłość. W zasadzie to nigdy nie narzekał, tylko robił swoje.
A teraz, ma na to mnóstwo czasu.
Podziękowania dla: Bartka Białkowskiego, Jagody Białkowskiej, Leszka Cylkowskiego, Damiana Guta.
Źródła: Dziennik Elbląski, Gazeta Olsztyńska, Przegląd Sportowy, Super Express, Naszemiasto.pl, Gazeta Wyborcza, Fakt, Piłka Nożna, TVP Sport, Weszło, Eurosport, Transfermarkt, Worldfootball.net, wywiady własne
Napisz komentarz
Komentarze